W czasach, gdy na ulicach polskich miast barbarzyńska dzicz pozwala sobie na bezczeszczenie kościołów i zakłócanie mszy, na co nawet nie nie pozwolili sobie stalinowscy mordercy warto przypomnieć, że kiedyś za wiarę i za polskość walczyło mnóstwo księży a jedność narodu z kościołem zapewniła nam przetrwanie przez lata zaborów.
Należał do nich brat mojego praprapradziadka Wiktor Rusteyko ochrzony imieniem Adam dnia 26 grudnia 1822 roku w kościele w słynnych sienkiewiczowskich Wodoktach na Laudzie, gdzie do dziś wśród mojej rodziny przeplatają się nazwiska znane ze szlacheckich zaścianków z czasów szwedzkiego Potopu. Jego rodzice to Wincenty i Zofia z Szyłeykowskich Rusteykowie, właściciele Posjkajći i Miciun osiedli na tej ziemi co najmniej od 1580 roku.
W latach 1842 – 1845 Wiktor studiował na Żmudzkim Seminarium Duchownym w Worniach. To właśnie w tych samych Worniach król Władysław Jagiełło razem z księciem Witoldem osobiście dopilnowali zburzenia pogańskiej świątyni i wygaszenia wiecznego ognia. Był to symboliczny akt chrztu całej Żmudzi.
Zachowały się dokumenty jego przyjęcia do seminarium a nawet otrzymane oceny. Wyświęcony na kapłana została dnia 22 marca 1847 roku. W 1851 roku młody ksiądz zostaje skierowany przez biskupa Wołonczewskiego na parafię w Rakiszkach.
W momencie wybuchu Powstania Styczniowego już jako proboszcze tej parafii ksiądz Rusteyko angażuje się mocno po stronie walczących z caratem za co spotykają go spore szykany.
Poniższe cytaty pochodzą z książki biskupa sufragana sandomierskiego Pawła Kubickiego z 1935 roku pod tytułem „ Bojownicy kapłani za sprawę kościoła i ojczyzny w latach 1861 – 1915.
„Biskup Wołonczewski 6 wrz. 1863 r. zwraca się do jenerała Gubernatora Wileńskiego z prośbą o względy dla księży, którzy są w więzieniach pod śledztwem. Wśród nich wymienia księdza Wiktora Rustejkę, proboszcza parafji Rakiszki. ”
Do jego zwolnienia z twierdzy w Dyneburgu musi dojść przed 19 października 1863 roku, o czym informuje treść listu wysłanego przez naczelnika wojennego powiatu nowoaleksandrowskiego (polskie Jeziorasy) do biskupa Wołonczewskiego:
„Nlk wojn. pow. nowoaleksandrowsk. 19 paźdz. 1863 r. zawiadamia bpa Wołonczewskiego, że główny nlk kraju zadecydował uwolnić od odpowiedzialności księdza W. R. , prob. z Rakiszek, gdyż żądanie powstańców wypełnił nie ze złej woli. Należy tylko księdza W. R. oddać pod surowy dozór”
O kolejnej próbie jego aresztowania i postawie lokalnej społeczności, pisze on w raporcie do biskupa żmudzkiego dnia 5 stycznia 1863 roku (zachowując pisownię oryginalną):
Do Biskupa Żmudzkiego Kawalera Orderów Jaśnie Wielmożnego Wołończewskiego
Plebana rakiszskiego raport
Niemogąc naleźć zbolałemu sercu znikąd pociechy, ośmielam się podzielić moją boleść i zakomunikować Jaśnie Wielmożnemu Pasterzowi o smutnej katastrofie jak się wydarzyła 8 grudnia w kościele rakiszskim: gdy się kończyły Nieszpory, powstał najogromniejszy płacz i lament w kościele, powszechne całego zebranego ludu rozpaczliwe wołanie do Boga, by się nad niemi zlitował i wejrzał nad ich niedolą, wysłuchał płacz i jęk ich, – na razie zrozumiałem, że to ze zwyczajnej ich pobożności pochodzi, gdyż na ich zaletę mogę wyznać Jaśnie Wielmożnemu Pasterzowi, że prawdziwie zasłużyli na to imię pobożnych parafian.
Po skończonych Nieszporach, gdy zapytałem o przyczynę tego tak ogromnego lamentu, powiedziano, że koło kościoła i plebanii pełno rozstawiono uzbrojonych żołnierzy i że niby mnie mają znowu aresztować i zabrać do więzienia. Wnet poleciłem się w opiekę Boga i szedłem do plebanii, gdzie czekała władza mego przybycia; ludek biedny, który do swego duchowieństwa będąc nade przywiązany, z rykiem najogromniejszym zaczął rzucać się pod nogi, żegnać się ze mną, mniemając, że mnie znowu zabierają od nich. Trudno było wydobyć się z kościoła, ponieważ każdy chciał zbliżyć i pożegnać się.…
Reszta tej historii ukaże się w mojej książce dziejach rodu Karpowiczów Pluszkiewiczów i Rusteyjków. Wtedy władze carskie karały brata mojego praprapradziadka karami pieniężnymi nie tylko za działalność niepodległościową ale był on prześladowany do końca życia. Za wzywanie parafian do trzeźwości, za wygłaszanie kazania po polsku. Poza karami finansowymi było więzienie w Twierdzy Dyneburskiej i zesłania do Grodna.
Te prześladowania to nic, z tysiącami księży zabitymi przez hitlerowskich i stalinowskich siepaczy. Dzięki kościołowi przetrwaliśmy jako naród przez stulecia. Dziś barbarzyńska tłuszcza ośmiela się atakować pomniki papieża, wdzierać się do naszych świątyń łamiąc prawo i konstytucję gwarantująca nam swobodę wyzwania religijnego i jego praktykowania. Dziś jednego jestem pewien. Ksiądz kanonik Wiktor Rusteyko przewraca się w grobie. Oni już przyszli podpalić dom, dom w którym mieszkasz Polskę….
Na koniec fragment z książki Stosunki polsko – rosyjskie wydanej w 1895 roku w Krakowie