To dla mnie poszukiwacza przeszłości mojej rodziny jedna z najbardziej tajemniczych i intrygujących historii wśród 1700 stronicowej kroniki dziejów rodu.
Na początku pojęcia nie miałem skąd wzięli się Karpowiczowie. Wiedziałem, że dziadek urodził się w 1913 roku w Białokrynicy pod Krzemieńcem. Wiedziałem, że jego ojciec był botanikiem, dyrektorem szkoły, który miał wyhodować błękitną róże o której tak pisała jego córka:
“Dom, w którym mieszkaliście tonął dosłownie w różach – opowiadała staruszka – różnokolorowe, wysokie i niskie, przesycały powietrze swym delikatnym zapachem. Każdą wolną chwilę spędzał ojciec wśród nich, no i – tuż przed pierwszą wojną światową otrzymał różę o delikatnych, jasnobłękitnych listkach. Wpatrywał się w nią rozmarzony, szczęśliwy. Właśnie byłam u Was w odwiedzinach. Otoczył krzak tej róży płotem i nikomu zbliżać się nie pozwolił.
– To dopiero początek – mówił, gdy podziwiano pastelowy kolor kwiatu. A potem wojna i strata wszystkich oszczędności złożonych w banku, bylibyście dziś zamożnymi ludźmi, gdyby nie to. Wreszcie choroba i koniec. Szkoda zdolnego człowieka…”
A tak jeszcze w latach 80 tych pisała o nim jego córka Ryma w liśćie do rodziny:
„Nie wiem czy wiesz, że mój Ojciec był zapalonym miłośnikiem róż i udało mu się pierwszemu „wszczepić” przed I wojną światową błękitną różę. Gdy byłam jako uczennica w Rembertowie widziałam wycinek z gazety amerykańskiej z nazwiskiem ojca i krótkim opisem doświadczenia. Róża była prezentowana też na wystawie w Paryżu.”
Część rodziny była przekonana, że wywodzili się z katolickiej szlachty…Dopiero moje liczne wyprawy na Ukrainę zmieniły zupełnie nasze wyobrażenia o ich przeszłości.
„Chcę tylko naświetlić pewien ważny problem w czasach, gdy żyli nasi dziadkowie. W owych czasach w zaborze rosyjskim obowiązywało drakońskie prawo carskie sprzyjające rusyfikacji Polaków, Litwinów, Łotyszów i innych narodowości. I tak dzieci – z małżeństw mieszanych, w których mąż lub żona byli narodowości rosyjskiej – musiały być chrzczone w cerkwi i nadawano im narodowość rosyjską. I tak mój dziadek – naczelnik poczty we Włodzimierzu był żonaty z Polką – córką magnata Jabłońskiego (rodzina jej za to wydziedziczyła córkę i wykluczyła ze swego grona), a dzieci dziadka – w myśl prawa – były ochrzczone w cerkwi i uznane za Rosjan.
Na Śląsku znalazłem list prapradziadka pisany z Moskwy z 1929 roku, gdzie pisze o tym, że niebawem umrze i prosi syna o zajęcie się majątkiem w Kowlu, które bezprawnie zajmowane jest przez Żyda Jankiela. W liście tym opisuje bardzo lakonicznie swoje życie wymieniając Kowel i rok swojego urodzenia (1846) i miejsca pracy – Równe, Charków, a także rodzinne miasto. Niestety prawosławne metryki z Kowla z tego okresu nie zachowały się.
W swoich poszukiwaniach dotarłem też na pewien strych w Krzemieńcu, gdzie znalazłem 4 albumy rodzinne, piękne zdjęcie prapradziadka z 1880 roku i wiele innych pamiątek. W okolicach tego miasta znalazłem 85 letnie dawne uczennice siostry mego dziadka, które do dziś potrafią zanucić piosenki, które poznały w tamtych latach.
Rozpocząłem przeszukiwanie tak zwanych Ksiąg Pamiątkowych rosyjskich guberni. Znalazłem mojego pradziadka w wołyńskich spisach jako nauczyciela i wicedyrektora szkoły pod Krzemieńcem w latach 1909-1917. Archiwum w Charkowie bezpłatnie przysłało mi akt urodzenia pradziadka z 1876 roku, (zapis o nim znalazłem w archiwum rodzinnym na Śląsku).
Znalezienie pradziada w wołyńskiej guberni było dość oczywiste, ale co z prapradziadkiem Bazylim Kondratowiczem? Moje tropy skierowałem więc do charkowskiej guberni, gdzie w latach 1882 – 1894 udało mi się odtworzyć urzędnicze życie rodziny Karpowiczów i miejsca ich zamieszkania. Potem żmudne poszukiwania gubernia po guberni i od 1902 roku mój prapradziad pojawia się w sąsiedniej kurskiej guberni, gdzie pracuje aż do 1915 roku.
I tu otrzymuje kontakt do wspaniałej dziewczyny genealog, która w 2 dni znajduje mi mnóstwo rodzinnych dokumentów w archiwum w Kursku a w tym nieoczekiwanie znaleziony akt urodzenia siostry dziadka Wiery, która musiała umrzeć tuż po urodzeniu, bo nic o niej nie wiedzieliśmy. Teraz zapewne wyjaśniła się tajemnica pięknego zdjęcia zmarłego niemowlaka w dziadkowym albumie
Dzięki temu aktowi dowiedziałem się że prawie cała rodzina w 1915 roku trafiła do Kurska o czym nie miałem pojęcia. Teraz pozostaje odkryć tajemnicę babci tej malutkie Wiery, jej imienniczki. Wiera córka Aleksandra z Jabłońskich Karpowicz zmarła gdzieś między przed 1911 roku. W spisie sanitarnym jej męża występuje on już jako wdowiec po drugiej żonie. Bazyli ich syn bierze nagle urlop w 1902 roku i jedzie do Pristieni, gdzie mieszkają aż z Azerbejdżanu. Może przyczyną jest właśnie przedwczesna śmierć matki? Niestety metryki z tych okolic z tych lat zaginęły, odnalezienie jej aktu zgonu jest więc niemożliwe. Najbardziej tajemnicza z praprababć nie daje mi poznać swojej przeszłości. Nie mam ani jej aktu urodzenia, ani ślubu ani zgonu.
Czy mogła być wydziedziczoną córką magnata? Na pewnie nie było takowego o nazwisku Jabłoński, może Jabłonowski ( z dokumentów jasno wynika, że nazywała się z domu Jabłońska może zmienia nazwisko i wiarę po wyklęciu ją przez ojca?) a może to kolejna rodzinna legenda jak setki takich przechowywane w naszych głowach dla upiększenia przeszłości. W moim przypadku jednak 90% rodzinnych opowieści do tej pory znalazły pokrycie w dokumentach ta czekaj jeszcze na zbadanie.
Gdyby nie było takich tajemnic nasza praca nie byłaby tak ciekawa. Depczę tym moim Karpowiczom po piętach a w dziele tym dzielnie pomagają mi i Ukraińcy i Rosjanie i chwała im za to. Szukajcie a znajdziecie. Naprawdę warto:) Odkrywamy miejsca, ludzi, obce nam religie. Wcześniej nie miałem pojęcia o Kowlu, Żytomierzu, Charkowie, Kursku i innych mniejszych miejscowościach związanych z historią rodziny. Był tylko Krzemieniec i Białokrynica….
2 Responses to Bazyli Kondratowicz Karpowicz i jego żona Wiera z Jabłońskich